W mediach od czasu do czasu przewija się dyskusja o tym, czy powinniśmy w Polsce inwestować w elektrownie atomowe. W telewizji możemy wtedy wysłuchać tysięcy mądrych słów, rozmaitych teorii i propozycji.
Na szczęście coraz częściej pojawiają się też głosy otrzeźwiające i kierujące dyskusję na właściwe tory. Wszystko wskazuje na to, że najważniejszy nie jest dylemat: atom czy nie atom. Najistotniejsze jest to, że bez natychmiastowych działań polski system energetyczny może stać się niewydolny. I to już w ciągu najbliższych kilku lat.
Szerzej o tym problemie możecie przeczytać w najnowszej Polityce. Dorzucę od siebie kilka słów komentarza.
Po pierwsze, nie ulega wątpliwości, że w polską energetykę przez co najmniej kilkanaście lat praktycznie się nie inwestowało. A przynajmniej były to inwestycje zupełnie niewspółmierne do wzrostu zapotrzebowania energetycznego naszej gospodarki.
Po drugie, warto pamiętać, że problem tkwi nie tylko w pozyskiwaniu energii (elektrownie), ale i w całej infrastrukturze (linie przesyłowe itd.). Inwestycje w infrastrukturę są nie tylko drogie, ale i czasochłonne.
Po trzecie, koszt pozyskania energii będzie rósł. Za energię pozyskiwaną z węgla będziemy płacili za parę lat dodatkowe „kary” – bo do tego sprowadza się system opłat za emisję dwutlenku węgla. Energia czystsza, czyli gazowa, jest ok (można stosunkowo szybko wybudować elektrownie, można nimi elastycznie zarządzać itd.), ale gaz jak na razie importujemy tylko z Rosji i to po astronomicznych cenach (dzięki rządowi PiS i jego „twardej” polityce zagranicznej). Energia najczystsza, czyli wszelkie odnawialne źródła energii w najbliższym czasie – z różnych względów – będą w stanie raczej symbolicznie zasilić system.
Pomysłem na odciążenie systemu energetycznego jest produkowanie energii w miejscu jej użycia – przez gospodarstwa domowe, zakłady przemysłowe itd. Można to robić np. przy pomocy wiatraków, małych elektrowni wodnych itd. Ponosimy wtedy większe koszty na inwestycje, ale za to oszczędzamy na stratach związanych z przesyłem energii. Wygląda to obiecująco, ale patrząc realnie – nie będzie to miało rzeczywistego wpływu na rozwiązanie problemu w skali makro.
Co zatem wypadałoby zrobić? Pewnie nie ma jednego rozwiązania – trzeba starać się łatać system ze wszystkich stron: inwestować w różne źródła energii, ograniczać zużycie tam, gdzie się da, szukać nowych źródeł (gaz łupkowy?), rozwijać możliwości zakupu gazu poza Rosją itd.
Na koniec, żeby nie było tak pesymistycznie: całkowity blackout raczej nam nie grozi. Warto jednak zadbać o to, żeby w niedalekiej przyszłości doniesienia o wzroście cen prądu nie przebijały dramaturgią doskonale nam znanych doniesień o cenach benzyny.